top of page

WORLD DOG SHOW
AMSTERDAM 2018

     W tym roku, tak samo jak w poprzednim miałyśmy okazję uczestniczyć w największym na świecie wydarzeniu kynologicznym czyli World Dog Show. W tym roku zaszczyt organizacji przypadł Holandii i „światówka” została zorganizowana w Amsterdamie. Wystawa została ulokowana w nowoczesnym i wciąż rozbudowującym się (niestety, ale o tym w dalszej części) centrum RAI Amsterdam. Do sędziowania zostali zaproszeni światowej klasy specjaliści od terrierów, ale też „allrounderzy”- Andreas Korosz z Węgier ( suki wszystkich klas ) i Pani Ramune Kazlauskaite z Litwy- pozostałe klasy samców i wybory Best of Breed. Ocena grupy 3 przypadała na piątek tj. 10. 08. 2018, a dzień wcześniej odbył się Bennelux Winner Show, na który nie udało nam się dojechać jako widzowie. Natomiast w sobotę odbywały się wystawy specjalistyczne grupy 3.

     Muszę przyznać, że w całości było to ogromne święto kynologii, wkład pracy organizatorów był potężny, i z tego punktu widzenia musiałyśmy wybaczyć im drobne wpadki i potknięcia.

Na wystawę wybrałyśmy się ze znajomymi hodowczyniami corgich- Magdą Janiec i Ewą Rygier. Z Magdą mamy przyjemność ćwiczyć bardzo często handling, polecamy ją z całego serca jako szkoleniowca od psów wystawowych- tu znajdziecie na nią namiary http://www.tresurajura.pl/o-nas Szczęśliwym trafem grupa I- owczarki, była sędziowana również w piątek.

     Na nocleg wybrałyśmy camping Overbetuwe w Heteren . Napisze to szczerze- mam ambiwaletne uczucia. Z jednej strony cisza i spokój, ceny w normie, ale w miasteczku w zasadzie wszystkiego brak- nie ma restauracji, nie bardzo jest gdzie wyjść, a osoby zarządzające campingiem chyba są delikatnie niechętne psom. Niby psy tak, bo pieniądze, ale najlepiej jakby były cały czas w transporterze. Ponadto odległość od Amsterdamu skutecznie uniemożliwiła nam zwiedzenie tego miasta. Na pewno nie skorzystamy drugi raz z oferty tego miejsca.

 

     Ceny kształtowały się tak: za Comforthut, drewniany domek o powierzchni ok.25m2, mieszczący 4 osoby z kuchnią, jadalnią i toaletą, przy 6 psach, 2 noclego kosztowały nas ok.200 euro. Do tego trzeba było każdorazowo płacić za prysznic w osobnym budynku – 0,5 euro, problem powstawał jednak przy braku odpowiedniego bilonu – trzeba było kapać się w zimnej wodzie.

     Drogę z Ogrodzieńca do Heteren pokonałyśmy na jeden raz, w 11 godzin, zmieniając się tylko za kółkiem. Jechałyśmy znaną nam doskonale z niemieckich wyjazdów wystawowych trasą- najpierw A4, potem za Dreznem odbicie na Lipsk, a potem trasą przez Kassel i dalej. Polecam tę trasę pokonać w dzień- malownicze pejzaże niemieckiego Średniogórza są piękne i sielskie. Lubię te miejsca, gdyż przypominają mi naszą Jurę.

     Na miejscu byłyśmy rano. Ja osobiście musiałam odespać drogę i poza odwiedzinami naszych nowych znajomych z Belgii (pozdrawiamy właścicieli Panterki) to niewiele pamiętam.

     Rano wyjechałyśmy wcześnie rano, dziewczyny mocno na mnie narzekały, ze za wcześnie, że budziki w nocy, ale fakt faktem, że udało nam się nie stać w korku po drodze, a w momencie, gdy wjeżdżałyśmy na parking za nami był już gigantyczny sznur samochodów. Tu łyżka dziegciu- parking fatalny, wielopoziomowy, z jedna windą, do której w zasadzie w momencie ustawiła się gigantyczna kolejka z psami. Ja nie wytrzymałam i zeszłam po schodach, ale wiele osób mających więcej psów musiało czekać. Centrum piękne, ale w remoncie, który dość skutecznie spowalniał przebijanie się do hali, w której były prezentowane terriery. Co gorsza na miejscu okazało się, że numery ringów idą wężykiem i akurat tak się złożyło, że ringi amstaffów są rozdzielone innymi ringami. Na szczęście było wcześnie, szybko rozłożyłyśmy się i zajęłyśmy miejsce, jak się za chwile okazało szybko wykorzystane przez Marcina Mościckiego, właściciela hodowli Casa Vitoria, który obok nas i Adama Adamowskiego (Gangsta Blood), który przywiózł swojego topowego psa JET SETa King of Ring’s, był jedynym reprezentantem Polski. To wynik jeszcze gorszy niż rok temu i muszę przyznać, że jest to bardzo przykra sytuacja, której nie ma sensu nawet komentować. Na szczęście udało nam się z Adamem jakoś obronić honor kraju i zając w tak minimalnym składzie dwie lokaty.

     Ponadto spotkaliśmy Pana Łukasza Koźlarka- sędziego i hodowcę, który wraz z Iwoną Kulig (Coyote Ugly) prezentowali staffiki. Ogólnie z tego co wiemy, w wielu rasach wiedliśmy prym lub chociaż konkurowaliśmy na równych warunkach z najlepszymi ( tak było w cardiganach naszych znajomych, gdzie polski pies wziął rasę, a wiele lokat było obsadzonych przez psy z polskich hodowli).

     U nas w klasie młodzieży zgłoszonych było 37 suk, prezentowanych 30. Jak powiedziała później Anna- pełniąca tego dnia rolę fotografa- trudno było w ogóle zorientować się jak sędzia może dokonać wyboru- poziom niesamowicie wyrównany i co ważniejsze dobry, 10 ostatnich suk było prawie „kopiuj wklej”. Ogromne emocje, kilka eliminacji i UDAŁO się wejść do pierwszej czwórki. Odpadło wiele naprawdę znanych twarzy i hodowców, 4 lokata była naprawdę ciężko wywalczona i czułam się jakbym wygrała z 10 BOBów pod rząd w Polsce. Iszara- prawdziwa gwiazda, walczyła jak równy z równym z najlepszymi sukami świata, do samego końca.

     Wyników nie będę wam przypisywała są tutaj https://www.onlinedogshows.eu/pl/ShowResults/Show/1416

     Na wystawie odebrałyśmy książki z Serbii i wspaniałą publikację Panów Diaza i Marksa „de American Staffordshire Terrier”, poznanie legendy jaką jest Frans Diaz, cóż mogę napisać- tego się nie zapomina.

     Naprawdę niełatwo było się przebić po wystawie do auta, ale koniec końców zmęczone, wraz z cardiganami, pojechałyśmy nad morską zatokę aby „nawdychać się jodu” i wybiegać psy. Amsterdam jest ładny, choć nie jest to najładniejsze miasto świata, cała Holandia jest dość monotonna, ogromnym plusem jest piękna i zadbana architektura prywatnych domów, czystość, brak banerów przy jezdniach i tolerancja dla psów.

     Do domu wyruszyłyśmy dzień później. Niestety za Kassel urwało się nam koło i spędziłyśmy dwie godziny czekając na assistance, pozdrawiamy serdecznie miłego pana. Potem jeszcze krótki postój nieopodal Friedlandu i długa droga do Polski. W domu byłyśmy w nocy około 12.30. Tutaj chciałabym podziękować nieocenionej Magdzie Janiczek, która zawsze zajmuje się resztą stada pod naszą nieobecność. To dzięki Tobie w ogóle możemy gdzieś wyjechać. Dziękujemy.

Emocje, emocje i emocje, i po emocjach nie ma co rozpaczać, do zobaczenia na EDS!

bottom of page